Vietnam

Jest wrzesień 2019, samolot QaatarA. zmierza do Hanoi 🙂 żeby po 6 godzinach wylądować tam na lotnisku. Stąd oczekujący taxówkarz – (w promocyjnym gratisie od booking.com) zapewnia transport do hotelu w starej dzielnicy, klimatycznej stolicy Wietnamu.

Untitled

Miasto, w którym czuje się jego historię, przepełnione jest ludźmi i skuterami. W weekendy ulice starego miasta są tak zatłoczone, że czasem trzeba dłużej poczekać, aż ulica się odblokuje. Gdy zaczyna się wieczór to całe ulice zamieniają się w „restauracje”, jak w przedszkolu 🙂 Rozstawiane są stoliki i krzesełka takie jak w przedszkolu – mniejsze mebelki zajmują mniej miejsca na ulicy a i klienci są przecież mniejsi……….

IMG_3264

Hanoi podobało nam się najbardziej. Stare miasto, pełne historii, ma duszę i całą masę barów, gdzie można się napić cudownej Caphe po „vietnamsku”. I tak włóczymy się i zwiedzamy całe dwa dni, mieszkając w przytulnym hoteliku w centrum starego miasta. Zupełnie bez porządku, chodzimy i obserwujemy jak żyją i pracują tubylcy a wieczorem jedzą, a wszystko to na wąskich uliczkach. W jednej z ulicznych „restauracji” okazuje się, że zabrakło zupy pho, jednak właściciel zapewnia nas że za 10 minut zupa sie pojawi, po czym wysyła pracownika gdzieś. Po 10 minutach ten wraca z wielką miska świeżej i gorącej zupy pho !! Innym razem, właściciel widząc nasze początkowo nieudolne posługiwanie się pałeczkami, udaje się poszukiwania widelca i …… po paru minutach przynosi.   Po wizycie na dworcu PKS-u stwierdzamy, że do następnego miejsca pojedziemy nie rejsowym a hotelowym busem. Drożej ale pewniej i do samego celu. A tym celem była wioska Mai Chau. Wioska na palach, wioska rdzennych białych tajow, pola ryżowe w otoczeniu gór. Jak się okazało – drugie cudowne miejsce Wietnamu. Chyba nie był to turystyczny sezon, we wiosce żyjącej z turystów, turystów było tylko 4 osoby ! Pan z wypożyczalni skuterów cieszył się bardzo na nasz widok, to samo gospodyni bambusowego hoteliku i inni usługodawcy. Byliśmy jedynymi przybyszami, pogoda upalna. Nie pamiętam kiedy tak chilowaliśmy błogo, w sielskiej ciszy, wieczorkami pędząc skuterem po polach ryżowych w celu znalezienia baru z śmiesznie tanim lanym piwem (2pln /l).

Po kolejnych 2 dniach błogiego leniuchowania ruszamy dalej do Ninh Binh. Jedziemy busem, który mamy tylko dla siebie. Na miejscu szybkie wynajęcie hoteliku, skutera i już w drogę. Do kompleksu jezior, jaskiń i światyń w Trang An. Tutaj wynajętą łódką z wioślarką pływamy prawie 3 h podziwiając przepiękne krajobrazy.

Pani wioślarka na koniec rozdała nam ankietę w której ostatnie pytanie brzmiało: czy żądano od nas napiwków. Po zebraniu ankiet pani ta przystąpiła do …… zbierania napiwków. Okazało się że całkiem niedaleko jest świątynią Bai Ding, miejsce pielgrzymek, taki Wietnamski Licheń,  z największym posągiem buddy, z największą pagodą w Wietnamie. Kompleks jest tak duży, że godzinę zeszło nam na znalezienie jedynego czynnego wejścia. Udało się dojechać na 17 (darmowy wstęp od 17) ale o 17:30 zrobiło się kompletnie ciemno. Świątynie i posągi na wielohektarowym terenie oglądaliśmy w ciemnościach. Ponownie bez turystów, no może jakaś jedna para z Chin…. Następnego dnia jedziemy już na piękną zieloną wyspę na kolejny chiliaut. Pochwalić muszę za organizację: kierowca odstawia nas do portu, przekazuje innemu koledze, który pokazuje miejsce na wypicie caphe. Aż w końcu kieruje na mały stateczek, którym po 30 minutach docieramy do:

Wyspa Cat Ba

Szybko ogarnięty hotel pozwala na szybkie wypożyczenie skutera, którym z miejsca jedziemy zwiedzać wyspę. Hotel śmiesznie tani sprawia wrażenie opuszczonego. Widok z balkonu na 7 piętrze bajeczny. To z tej wyspy odpływają statki wycieczkowe do zatoki Ha Long, która tak naprawdę zaczyna się tuż „za rogiem” . I na taką atrakcję właściciel hotelu sprzedaje bilety za 27$ za głowę. Normalnie cena wynosi 60!!! To chyba wynik podróżowania przed sezonem. Wycieczka do jednego z cudów świata to wspaniałe przeżycie. Płyniemy stateczkiem z około 25 innymi turystami. Po drodze zatrzymujemy się na wyspie z małpami, gdzie też wdrapujemy się na miejscowy szczyt, skąd rozpościera się niebiańska panorama na zatokę „pływających wysp”. Na”okręcie” mamy picie, obiad i w pewnym momencie cumuje niedaleko piaszczystej wyspy, można z górnego pokładu zanurkować wprost do cudownie przejrzystego morza i dopłynąć na plażę ….. prawie jak Robbinson …..

Po 3 dniach chilowania, ruszamy dalej. Znowu pochwalę za zorganizowanie, kupiony bilet za 240tys dongów to: bus do portu, przeprawa stateczkiem wyglądającym jak kuter rybacki na ląd, podróż busem do Hai Phong do jakiegoś ogromnego ronda i stąd ostatni odcinek taxówką na lotnisko Cat Bi, za każdym razem przekazywani jesteśmy z rąk do rąk. Wsiadamy do czerwonego Boeninga i za 1,5h lądujemy w Da Nang , skąd wytargowaną wcześniej w hotelu taxówką (240tys dong), zostajemy dostarczeni do uroczego hoteliku w Hoi An. Lot odbył sie na pokladzie tanich linii VietJet. Tanie bilety to zaszalałem i wykupiłem obiad na pokładzie. Przy odprawie się okazało, że dostaliśmy miejsca przy wyjściu ewakuacyjnym. Tak więc podróż była ekskluzywna, i tylko dziwnie się czułem czując ciekawskie wzroki skośnookich pasażerów lotu.

Hoi An

Urocze miasteczko odrestaurowane przez Kazimierza Kwiatkowskiego. Miasteczko lampionów, krawców i szewców. Obowiązkowo wypożyczamy skuter i jedziemy zwiedzać dzikie plaże z białym piaskiem, zwiedzamy marmurowe góry. Ale przede wszystkim przejeżdżamy skuterem w godzinach szczytu przez największe skrzyżowania Da Nang  a to jest niezły wyczyn !!! i objeżdżamy pętle na wybrzeżu Hai Van Pass.

Miasteczko jest nieduże, więc objeżdżamy je wzdłuż i wszerz jak i okolice. Pogoda upalna. Zresztą w całym pobycie tylko dwa razy padał deszcz i to przez 15 minut. Z okolic tego uroczego miasteczka – perełki, najmilej wspominam piękne dzikie plaże, dzikie palmy. Dodam tylko, że nie łatwo można je znaleźć. Nam się udało mniej więcej 4 km od miasteczka w kierunku do Dan Nang. Po paru dniach pakowanie i kolejny etap podróży:

KAMBODŻA

Z lotniska w Da Nang liniami lotniczymi Cambodia Angkor Air lecimy do Siem Rep w Kambodży. Tutaj ceny jeszcze niższe niż w Wietnamie. Na szybko znaleziony hotel wysyła po nas (gratis) tuk-tuka, na lotnisku znowu miłe przywitanie 🙂  Miasteczko Siem Rep – miejsce wypadowe do Swiątyń Angkoru, jest jak Krópówki, Monciak itp. główna ulica nazywa się PUB Street, i oczywiście pełno jest na niej barów, i nic więcej. 

Skok „w bok” do Kambodży był tylko w celu obejrzenia największej świątyni na ziemi, dlatego z rana wypożyczony (10$/doba) i zatankowany zostaje skuter Honda, nówka!! Ponieważ najpiękniejszy jest wschód słońca nad świątynią, ustawiamy budziki na 4. Rano jemy zupkę chińską ( a może i Wietnamską) i pędzimy skuterem do kas parku. Jazda zajmuje około 15 minut. Jesteśmy spóźnieni ale na szczęście nie ma kolejek. szybko bilet ze zdjęciem za 50$ i znowu jazda do centralnej , największej świątyni. Słońce powoli się wyłania zza niesamowitych budowli, okazuje się, że wszyscy właściciele najdroższych aparatów fotograficznych już tam są. Ale nie wyobrażam sobie, jak dużo musi ich być w sezonie turystycznym.

Kompleks świątyń położony jest na obszarze 163 ha, świątynie sa od siebie oddalone  o około 4 km, dwie są troszkę dalej 25 km. Dlatego też główny środek transportu to tuk-tuk. Od ubiegłego roku na wjeździe przestano już blokować wjazdu skuterów z wypożyczalni. Ja polecam ten środek transportu, o ile chce się świadomie zwiedzać kompleks. Nie jest możliwe zobaczenie wszystkiego w jeden dzień. Z drugiej strony nie wszystko zobaczyć należy. Jest 5 największych/najpiękniejszych i tych odpuścić się nie powinno. Wynajmując tuk-tuka zdani jesteśmy na kierowcę. Jadąc skuterem – nikt na nas nie czeka 🙂 a jazda do najdalszej świątyni nie podnosi kosztów, a jest co podziwiać, po drodze obserwujemy życie wiejskiej Kambodży. Angkor Wat, kiedyś tam wrócę, pojadę o 3 rano (nie żartuje)i bedę chilował. Podziwiał, większość tamtejszych rzeźb, to pomniki kobiet, co ciekawe tylko w obfitych kształtach. 

Siem Rep to miasto, przedszkole dla turystów, tych z plecakami, bardzo tanie hotele, wypasione, tanie knajpy. Chyba taniej w naszym świecie nie ma już. Nuda  …… trzeba spadać. Jedziemy, wracamy do Vietnamu !! i to na speedzie !. NOcnym autobusem. Nocny autobus ma: pełnowymiarowe 2 (albo nawet3 jak się zmieszczą) osobowe łóżka !!  To nic, że karaluch czasem się przytuli, za bilet w cenie 24USD nie takie atrakcje sa przewidziane. Przystanek w stolicy Kambodży to średniej klasy wspomnienie. !@#$%$#@#$$# (vietnamski) wyrzucamy wasze plecaki, a potem przyjedzie następny autobus….  czekamy 2h, 3h. Pijemy CaPhe. I już po 6 h jest autobus. Granica – to co lubię najbardziej, to jak skok na banji, wysiadka, kontrola, pieczątki…… Mówili, nie słuchaj taxówkarzy, jedź na licznik w Sajgonie…. Po 2 km, cena na liczniku wyższa niz na Pradze w sobotnią noc. Uważajcie !!! W Sajgonie wybrałem hotel 20m od najbardziej ruchliwego skrzyżowania w najbardziej turystycznej dzielnicy. W setcie hotelowym otrzymaliśmy między innymi zatyczki do uszu. nie pomogły. Alkohol – nie pomógł. 2 dni bezsenne. Ponieważ raport piszę z dużym opóźnieniem powiem co zostało w pamięci: przejazd skuterem przez skrzyżowanie, wieczna impreza na ulicach (dzielnica turystyczna), 

c.d.n

 

Stwórz darmową stronę albo bloga na WordPress.com.